Żyję prawie jak w Królestwie – i co dalej?

07 marzec 2014

Żyję prawie jak w Królestwie – i co dalej?

Autor:
Piotr Kubic

Kontynuacja tekstu: Żyję jak w Królestwie (prawie)

Oto taka była wina siostry twojej, Sodomy: odznaczała się ona i jej córki wyniosłością, obfitością dóbr i spokojną pomyślnością, ale nie wspierały biednego i nieszczęśliwego. (Ezech. 16:49)

W ostatnim tekście napisałem, że najprawdopodobniej żyję w najszczęśliwszym okresie mojego życia. Mógłbym na tym poprzestać, gdyby nie przeczucie, że coś tu może być nie tak. Bo słowo „poświęcenie” nie oznacza szczęścia w tym życiu.

Prorok Ezechiel wspomina, że spokojna pomyślność oraz obfitość dóbr (czego niewątpliwie doświadczam), to warunki, jakie panowały w Sodomie. Jednak nie chciałbym, żeby ogień spadający z nieba pochłonął, w najmniej oczekiwanym momencie, moje beztroskie życie.

Przypadkiem natrafiam na gazetę, w której czytam, że 180 milionów dzieci na świecie pracuje. Domyślam się, że ich praca nie polega na klikaniu myszką w klimatyzowanych pomieszczeniach. Innym razem dociera do mnie zdanie: „miliony ludzi piją wodę, której ty nie użyłbyś do mycia twojego samochodu”. Któregoś dnia w wyszukiwarkę internetową wpisuję zdanie „głód na świecie” i w jednej chwili dowiaduję się, że co kilka sekund umiera człowiek z powodu niedożywienia. Corocznie umiera z tego powodu kilkanaście milionów dzieci. Czy ja coś robię, żeby wesprzeć biednego i nieszczęśliwego? Nawet, jeśli żyje on niedaleko mnie, na wyciągnięcie ręki? Niewiele, jeśli w ogóle. Zachowuję się jak… Sodomita.

Stojąc wobec tych faktów nie wiem, co dalej napisać. Siedzę w kuchni, piszę na laptopie. Podnoszę wzrok i przesuwam go po tych wszystkich rzeczach, które są wokół mnie. Mam wokół siebie mnóstwo przedmiotów, sprzętów; nawet nie mam ich gdzie wszystkich ułożyć, a każdy wydaje się potrzebny. Dzieci mają całe góry zabawek. Kwestia pożywienia, ubrania czy dachu nad głową leży poza wszelką dyskusją. W dodatku – pycha przejawia się w tym, że uważam, że to wszystko mi się należy, gdyż ciężko pracuję. Sądzę nawet, że powinienem mieć jeszcze więcej, i może nawet czuję się pokrzywdzony, patrząc na bogatsze kraje, w których ludzie żyją wygodniej, mają lepszą opiekę medyczną, większe możliwości kariery, realizacji swoich zdolności i zainteresowań, a także wypoczynku.

Słowem – żyję w ogromnym bogactwie i komforcie. Żyję w biblijnej „Sodomie”, ale nie z powodu „zepsucia seksualnego” (to jeden z mniejszych szczegółów), ale z powodu mojego luksusu, ignorancji i egocentryzmu.

Może uważam, że płacę podatki, więc jestem zwolniony z odpowiedzialności, bo odpowiednie służby powinny się zająć biednymi i głodującymi? Czy to jednak nie oszukiwanie siebie? Albo sądzę, że umierający w nędzy sami są sobie winni, bo są leniwi czy niezaradni? Albo że teraz nie jest czas na naprawianie świata, więc dlatego nic dla głodujących nie robię? Czyż teraz nie powinienem zająć się kształtowaniem własnego charakteru albo zgłębianiem szczegółów Pisma, a pomoc innym ludziom zostawić na kiedy indziej?

Te odpowiedzi nie wytrzymują próby mojego sumienia. Brzmią zbyt łatwo i powierzchownie wobec skrajnego cierpienia miliarda ludzi, a jednocześnie – mojego luksusu. Bo czy można kształtować charakter i zgłębiać Pismo, odwracając się jednocześnie od cierpienia ludzi? To jest samooszukiwanie.

Tak więc – żyję prawie jak w Królestwie. Lecz co dalej? Tak praktycznie? Przyznam, że boję się na to pytanie odpowiedzieć.



© | ePatmos.pl