Błękitny jak samo niebo

05 lipiec 2013

Błękitny jak samo niebo

Autor:
Beniamin Pogoda

Tedy wstąpił Mojżesz i Aaron, Nadab i Abihu oraz siedemdziesięciu starszych izraelskich na górę. I ujrzeli Boga Izraela, a pod jego stopami jakby twór z płyt szafirowych, błękitny jak samo niebo. Lecz na najprzedniejszych z synów izraelskich nie wyciągnął swojej ręki; mogli więc oglądać Boga, a potem jedli i pili. – 2 Mojż. 24:9-11

Co widzieli synowie Izraela tam, nad szczytem góry Synaj? Co też dało się zobaczyć przez owe – przejrzyste, jak mniemam – szafirowe tafle, skoro Bóg nie dawał się ujrzeć największym ze swoich wybrańców, od Mojżesza aż do Apostoła Jana? (2 Mojż. 33:18-23, Jan 1:18, 1 Jana 4:12,20).

Sławny polski pisarz science fiction, Stanisław Lem, też był z pochodzenia Żydem. To chyba jedyna rzecz, jaka łączy go ze światem Starego Testamentu. Agnostyk, a może wręcz ateista, nie wierzący – jak saduceusze – w żadną formę ludzkiej egzystencji w przyszłym świecie, czy może powiedzieć by i cokolwiek w tej interesującej nas kwestii?

Lem, obdarzony niezwykłą wyobraźnią (dla chrześcijanina to już nie przypadek czy dziedzictwo genetyczne, lecz dar Boży), roztacza przed czytelnikami niesamowite obrazy. Oto jeden z nich, z powieści „Powrót z gwiazd”:

„Wyobraź sobie... współistnienie światów. Najpierw róż, najlżejszy, najdelikatniejszy, nieskończoność z różu, a w niej druga, przenikająca ją, ciemniejsza, a dalej czerwień, prawie sina, ale to bardzo daleko, a dokoła samoświecenie, nieważkie, nie jak chmura, nie jak mgła – inne. Nie ma na to słów. Wyszliśmy we dwóch z rakiety i patrzyliśmy. Wiesz, mnie jeszcze teraz ściska trochę za gardło, takie to było piękne. Pomyśl – tam nie ma życia. Tam nie ma roślin ani zwierząt, ani ptaków, nic, żadnych oczu, które mogłyby to dostrzec. Jestem pewien, że chyba od stworzenia świata nikt na to nie patrzył. Człowiek miał ochotę – nie wiem, na co. Nie mogliśmy stamtąd odejść. Zapomnieliśmy, po cośmy wylądowali, tylko tak staliśmy, stali i patrzyli.

Co to było, Hal?

Nie wiem. Porobiliśmy tam masę zdjęć, ale nic z tego nie wyszło. Na fotografiach wyglądało to jak różowe mleko z liliowymi palisadami. To było, jak... jak nic właśnie. Nic takiego nie znamy. Niepodobne do niczego. Miało olbrzymią głębię, ale to nie był krajobraz. Mówiłem ci, te odcienie, coraz dalsze i ciemniejsze, aż w oczach grało. Ruch – właściwie nie. Płynęło i stało. Czekaj – widziałaś Wielki Kanion Kolorado?

Widziałam.

Wyobraź sobie, że ten kanion jest tysiąc razy większy. Albo milion. Że jest zrobiony z czerwonego i różowego złota, prawie zupełnie przezroczysty, że widać na przestrzał wszystkie warstwy, łęki i siodła geologiczne jego formacji, że to wszystko jest nieważkie, płynie i jakby się uśmiechało do ciebie bez twarzy. Nie, to nie to. Myśmy się okropnie starali opowiedzieć to tamtym, ale nic z tego nie wyszło. Jakeśmy później o tym mówili – a mówiliśmy nieraz – inni stawali się źli. Myśleli, że robimy to umyślnie, że udajemy, czy co. Bo tacy robiliśmy się... niebiańscy. Śmieszne, nie? Popatrzyliśmy na siebie i to samo przyszło nam do głowy. Tylko żeby tam stać i patrzeć w ten radosny majestat.”

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl