Skąd i jacy jesteśmy

28 październik 2016

Skąd i jacy jesteśmy

Autor:
Ela Dziewońska

Kolejne trudne dla mnie wersety:

Aby oni stanowili jedno, jak Ty Ojcze we Mnie, a ja w Tobie (Ew. Jana 17:21). To z modlitwy Pana Jezusa, tzw. arcykapłańskiej, o budowaniu relacji: ja – Pan Bóg, ja - Pan Jezus. Ale i jest to nowe przykazanie: …abyście się wzajemnie miłowali (Ew. Jana 15:12), czyli „oddawali życie za przyjaciół”. I jeszcze w 1 Liście św. Jana 4:20Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Proste, przytaczane wielekroć, omówione we wszystkich możliwych kontekstach. I wciąż takie trudne do realizacji.

I werset z Efez. 4:5 Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jedna prawda, ale bliżej mi do tych, którzy mają podobny język serca, mają podobne doświadczenia, podobną wrażliwość i sposób myślenia.

Nosimy w sobie wielką historię: tragedię Wołynia (polecam film), wyrzucenie Niemców, zwykłych ludzi z ich siedlisk, Holocaust, jeśli nie doświadczony przez rodziny, to ich znajomych. I cały PRL, czas straszny, choć dziś wydaje się i śmieszny. Współczesne sytuacje też nie są bez znaczenia. I nosimy w sobie te małe, domowe historie, małe dramaty rozgrywane często tylko w czterech ścianach. Na szczęście, też i dobro. To wszystko przynosimy do zborów i w takim tyglu emocji, zachowań, przyzwyczajeń mamy budować jednomyślność. Bez pomocy „z góry” – niewykonalne.  

Jeden obrazek sprzed lat:

Wałek

Lubię stare fotografie i lubię rzeczy, które otwierają wspomnienia.

I szkoda, że ściany nie przemówią, choć tyle słyszały smiley. Na początku mego życia, w pokoju zwanym „duży”, była sypialnia, z moim łóżeczkiem. Kiedy zbuntowałam się, że koniec z dziecinnym spaniem, pokój zamieniono na „stołowy”, bo na środku stanął duży, rozkładany stół. Tu przyjmowaliśmy gości, tu też odbywały się nabożeństwa, kiedy przychodziło na nie tylko kilka osób, bo ktoś zmienił miejsce zamieszkania, inni wyjechali za granicę i mieściliśmy się wokół stołu. Przed laty byłoby to niemożliwe.

Niedawno odsunięte zostały meble i oczom ukazała się ściana pomalowana przez tatę 35, może 40 lat temu. Nie uznawał pomocy „fachowców”, znał się na wszystkim, jeśli miał jakieś problemy, to jedynie biedził się dłużej. Ta ściana, to dowód pracowitości, cierpliwości, świętych nerwów, bo najbardziej z domowych remontów zapamiętałam gderanie mamy: kiedy on wreszcie skończy! A bawił się długo, bo był precyzyjny. Wzorek wałka zamoczonego w kolorowej farbie, musiał być położony równo, ręka nie mogła zadrżeć, bo już nic nie dało się poprawić. Jak w malowaniu akwarelą. Pod sufitem musiał być jeszcze pasek, a najlepiej dwa, równoległe i w różnych kolorach. Malowane były pędzlem, po ołówkiem zaznaczonej kresce. I potem rozpierała go duma, gdy zbierał pochwały: no, ale ci równo wyszło. Podłoga była drewniana, ale by jej nie szorować na koniec każdego tygodnia, malował ją tata kilka razy farbą typu jasny orzech, potem pociągał lakierem raz, może dwa. Podłoga wytrzymywała kilka lat, łatwo było utrzymać ją w czystości. Nie trzeba było pastować, froterować, a była lśniąca. Wyglądało to efektownie.

Lubię czyste podłogi.

Przeciwko wielu domowym obyczajom zbuntowałam się na trwale, nie mam czasu, ani chęci na codzienne ścieranie kurzu, czy dwukrotne w ciągu dnia przecieranie podłogi, jak to robiła mama. Ale lubię przypominać sobie i bliskim różne obyczaje, zdarzenia sprzed lat. To wszystko zostało, ukształtowało nie tylko mnie. Nawet jeśli nie wszystko jest uświadomione, ma wpływ na moje „dziś”.

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl