Marcin Luter - Luter tłumaczy Biblię (1)

(54) "Oręż, którym walczymy"

02 styczeń 2015

Marcin Luter - Luter tłumaczy Biblię (1)

Autor:
Beniamin Pogoda

Kontynuacja tekstu: „Oręż, którym walczymy”

W grudniu 1521 roku Luter, potajemnie i w przebraniu, odwiedził Wittenbergę. Było to aż nazbyt ryzykowne i zostało na dworze saskim źle przyjęte. W Wittenberdze Luter spotkał się z przyjaciółmi, wśród nich – z Filipem Melanchtonem; ci ostatecznie przekonali go, jak bardzo potrzebny jest przekład Biblii na język niemiecki. Zaraz po powrocie na Wartburg Luter wziął się więc ostro do pracy.

Biblia w języku ojczystym była głównym celem i kamieniem węgielnym wielkich ruchów heretyckich średniowiecza. Mieli swoje przekłady waldensi i husyci, przetłumaczył  Pismo Święte na angielski Jan Wiklef (ok. 1320 – 1384). Biblie te pozostały w rękopisach, nie znano naówczas sztuki drukarskiej. Ratowano się ręcznie sporządzanymi kopiami, stosunkowo licznymi – odpisów Biblii w przekładzie Wiklefa zachowało się do naszych czasów ponad 150, a z pewnością powstało ich znacznie więcej. Przed Lutrem istniały już inne przekłady Biblii na niemiecki, pierwsza książka, jaką wydrukował Gutenberg, to również Biblia – lecz były to księgi kosztowne, trudno dostępne, wydawane w niskich nakładach. Dostępu do Pisma Świętego Kościół strzegł i ściśle reglamentował. Luter należał do wąskiego kręgu wybrańców, gdy w zakonie augustianów pozwolono mu czytać Biblię w jej łacińskim przekładzie.

Nie wiadomo, czy miał w ręku tłumaczenie na język niemiecki. W jego czasach nie było przekładów z oryginału greckiego i hebrajskiego, dozwolone były jedynie tłumaczenia z łacińskiej Wulgaty, oficjalnego tekstu rzymskiego Kościoła. Luter przystępował do pracy z narzędziami więcej, niż skromnymi – miał tekst grecki, miał łacińską Wulgatę do porównania i nic więcej – żadnych słowników, żadnych komentarzy, ani jednego współpracownika. Pracował sam, a musiał zaorać ugór. Czynił to niezwykle intensywnie – przełożył na niemiecki cały Nowy Testament w ciągu 10 tygodni; „jest to czas, w którym kopista z trudem by się pomieścił tylko z przepisaniem”*. Ulotniły się gdzieś trapiące go dolegliwości ciała i ducha – ważna była tylko praca i nic ponadto. Po części, choć nie w pełni, można to tłumaczyć jego usposobieniem, z głębokimi wahaniami nastroju – od stanu subdepresyjnego do hipomaniakalnego, jak określiłby to współczesny psychiatra. Luter sam sobie postawiłby inną diagnozę – jego zdaniem, Pan Bóg nie czyni nic “inaczej, niż z impetem”, a on po prostu bez reszty się temu poddał. Swoją pracę pojmował bardzo impulsywnie: „Słowa same płynące, nie zmyślone ani z innych złożone, wybuchające tak, że Duch kipi z nich na zewnątrz, a słowa żyją i wszystko w nich żyje i chce mówić.”* Na przekład Starego Testamentu jeszcze się nie odważył; było to zadanie nader trudne, a Luter nie znał dość dobrze hebrajskiego. Tłumaczenie Nowego Testamentu udało mu się bardzo – język był jasny, zrozumiały, żywy i barwny. W „Liście o tłumaczeniu” tak pisał o swojej metodzie: „O tym, jak mówić po niemiecku, nie należy pytać łaciny, ale trzeba pytać dookoła siebie – matkę w domu, dzieci na ulicy, zwykłego człowieka na rynku i na gębę im patrzeć, jak mówią, a według tego tłumaczyć. Wtedy nas zrozumieją i dostrzegą, że po niemiecku się z nimi rozmawia.”*


Biblia w przekładzie Marcina Lutra - drukowana w Wittenberdze przez Hansa Luffta od 1534 r.
(źródło: Wikipedia)

* Richard Friedenthal, "Marcin Luter i jego czasy, PIW W-wa 1991


Kontynuacja - część LV. Luter tłumaczy Biblię (2)


Cykl: „Oręż, którym walczymy” - spis odcinków


 

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl